wtorek, 21 kwietnia 2015

[Twelve Forces] - Rozdział III "Szczęście w nieszczęściu"



{POV – Luhan}






- Wow! - wykrzyknąłem zdumiony, widząc poczynania młodszego. - Jak wam się to udało?

- Po prostu ge jest najlepszym nauczycielem pod słońcem! - zapiszczał w odpowiedzi.

    Przysiadłem przy najbliższym drzewie, tuż obok najwyższego, który był zajęty wcinaniem kanapek. Gdy mnie zauważył, od razu podzielił się nienapoczętym posiłkiem, a ja tylko w duszy podziękowałem, bo właściwie umierałem z głodu. Jednak Zitao nie miał zamiaru robić jakiejkolwiek przerwy i po prostu nadal ćwiczył, uderzając nogami, czy to rękoma konary.

- Nie wiem czy wiecie, ale...

- Zaczynasz pierwszy? - wtrącił Yifan.

    Spojrzałem na niego zdziwiony, więc od razu zaczął kontynuować :

- Wiesz, takich rzeczy to lider z reguły jako numer 1 się dowiaduje. To też nie tak, że ciągle siedziałem z Tao w tym lesie i nic nie robiłem... trzeba było spisywać różne raporty itp.

- Ahh – pokiwałem zrozumiale głową.

- Musimy w tym roku dać z siebie wszystko, by pokonać Białych. Także bierzemy się za siebie dość intensywnie. - wstał, otrzepał się i podał mi dłoń. - Wierzę w ciebie, Luhan.

    Oczywiście skorzystałem z jego pomocy i od razu po zjedzeniu wróciłem na miejsce, specjalnie przystosowane do ćwiczeń. Była to po prostu większa przestrzeń pośrodku lasu, z powycinanymi roślinami. Zerknąłem w stronę pozostałej dwójki, która szukała coś w swoich torbach.

- Mam! - odezwał się blondyn, wyciągając z niej grubą księgę.

- Co to? - spytałem.

- Książka, która nam pomoże. - brunet niespodziewanie pojawił się tuż za mną, więc o mało co nie podskoczyłem ze strachu. - Opisuje jakimi dodatkowymi zdolnościami potrafią się posługiwać dani władcy żywiołów. Wiesz np. czym się cechujemy? - wskazał kiwając głową to na siebie, to na drugiego.

- Yy, no tak. Ty liderze oprócz mocy latania, potrafisz przywoływać smoka. - teraz odwróciłem się w stronę „pandy” - Tao potrafi panować nad czasem, oraz świetnie posługiwać się bronią.

- Dokładnie. - uśmiechnął się. - A więc teraz wystarczy odkryć twoje 'drugie ja'.

    Natychmiastowo stanęliśmy trójką obok siebie, przeczesując różne informacje na temat danych rodów. Dzięki nim nabrałem odwagi i jestem pewien, że uda mi się to ogarnąć!



~~~

    Wykończony po całodziennym treningu, zmierzałem w kierunku szkoły. Ciekawe czy starczy mi choć sił, by zniszczyć niewidzialną barierę... Właściwie mam nieco mieszane uczucia co do tej walki. Zauważyłem, że nie jako jedyni mocno harujemy, bo ulepszyć swoje umiejętności. Masę uczniów poddawało się ćwiczeniom nieopodal budynku.

    W tych grupkach widywałem niektóre znane mi twarze. Miałem nawet wrażenie, że ktoś ciągle mnie obserwuje, szpieguje... ygh, wolałbym nawet nie myśleć tak absurdalnie. Było ciemno, a zmęczenie nie pomagało mi by cokolwiek widzieć. Podszedłem bliżej i gdy już chciałem użyć mocy, po prostu upadłem na kolana, mocno kaszląc. Wzrok stawał się coraz mglejszy, oddech płytki, a jedynie co poczułem, to jak ktoś łapie mnie w pasie, bym kompletnie nie upadł.



~~~

    Próbowałem podnieść powieki, gdy nieprzyjemne światło napłynęło do mych oczu. Po dłuższej chwili westchnąłem i już normalnie spojrzałem na biały sufit. Wyglądało na to, że zostałem przeniesiony do szkolnej części sanitarnej. Cisza przerywana była jedynie stukotem powieszonego na ścianie zegara. Byłem zupełnie sam. No, nie licząc bólu, który sprawiał mi najmniejszy ruch. „Aish, wszystkie mięśnie mnie tak cholernie rozrywają!” - rozmyślałem z rozpaczą, heh.

    Jakimś cudem udało mi się normalnie przysiąść. Zerkałem to i tam, nie wiedząc co właściwie ze sobą zrobić. Na szczęście po paru minutach pojawił się jeden z lekarzy, a z nim wraz... Oh Sehun? Spojrzał na mnie tym swoim kpiącym spojrzeniem, a miałem wrażenie, że zaraz odzyskam pełne siły tylko po to, by mu przyłożyć.

    Doktor podszedł bez pytania i zaczął sprawdzać mój stan, przy okazji podając termometr, bym zmierzył temperaturę. Wilk natomiast oparł się o łóżko obok, zakładając rękę na rękę i obserwując mnie dość przenikliwie.

- Wygląda na to, że masz kompletne osłabienie, młody. - starszy poklepał mnie po ramieniu. - Ehh, teraz tak będzie. Ci mniej odporni, poprzez nawał pracy będą do mnie trafiali. - westchnął. - Dostaniesz ode mnie sporo witamin i pamiętaj o piciu wielu płynów. Ah i jeszcze jedno – powinieneś przez parę dni poleżeć i odpocząć.

- Ale ja nie mogę! - zacząłem panicznie. - Za 2 dni mam pierwszą bitwę!

- To ją przełożycie, lub się z kimś zamienisz – proste. I nie chcę słyszeć więcej protestów. To dla twojego zdrowia. - i wyszedł z papierami do innego pomieszczenia, pewnie po leki.

    Spuściłem głowę w dół, zamartwiając się tym co właśnie usłyszałem. A przecież tak bardzo chciałem dobrze! W pewnym momencie usłyszałem odchrząknięcie, więc spojrzałem w kierunku 'naszego ukochanego' badboy'a.

- Tak właściwie... to pamiętasz cokolwiek z wczoraj? Mam na myśli chwilę zanim utraciłeś przytomność.

- Hm? - zdziwiłem się nagłym pytaniem. - Ahh, kto mnie tutaj w ogóle przyniósł? - wtrąciłem, ignorując go. - Wydaje mi się, że ktoś mi pomógł...

- To... byłem ja – speszył się, przekręcając głowę w bok. - Więc po prostu możesz być mi wdzięczny. - pognał w stronę drzwi, z prędkością wiatru.

    Czy on mnie? Co? Co? Nie mogę wyjść z szoku. Zdecydowanie w tej chwili miałem oczy, chcące wyjść znad orbity. Otworzyłem lekko usta, by po chwili je przymknąć. To on ma w sobie choć odrobinę dobroci? Nie wierzę. Ten dzień powinienem wpisać do swego pamiętnika. Eh, chwila. Lecz ja nie mam pamiętnika... a powinienem w końcu zakupić.

    Lekarz w końcu wrócił z potrzebnymi dla mnie rzeczami oraz butelką wody. Po spisaniu wszystkiego już zamierzał odejść, a ja tylko poprosiłem, by zawołał tutaj parę osób. Jestem ciekawy czy chociaż pamiętają o moim istnieniu.

    Gdy rozłożyłem się w błogim spokoju na łóżku, akurat 'wrota' otworzyły się z ogromnym hukiem. W natychmiastowym tempie do środka wleciała większość mojej paczki, oczywiście nie szczędząc sobie darcia się na cały budynek. Jedyne co mogłem, to skarcić siebie w myślach. To był głupi pomysł.

- Księżniczko nasza!

- Wszystko ok?

- Przynieść ci coś?

- Co się dokładnie stało?

    Miliard pytań na sekundę. Mogłem to przewidzieć.

- Okej, chłopaki... usiądźcie, błagam.

    I tak wezbrałem się na opowiedzenie całej jakże tej urzekającej historii, a ci tylko od czasu do czasu wtrącali nowe zagadnienia. Wolałem jednak ominąć treść o moim 'bohaterze', bo wiedziałem, że miałbym przechlapane.

- Będę dobroduszny i kupię ci na stołówce twoją ulubioną czekoladę z żelkami. - stwierdził Chen, a ja nagle dostałem kopa energii. - O, widzicie? A może już sam potrafiłby się po nią przejść? - reszta w odpowiedzi tylko się zaśmiała, a ja udałem, że się focham. - Dobra, dobra. Już idę. - i pociągnął za sobą Minseok'a.

    Zostałem sam z Lay'em. Ten dobrze wiedział, że nie warto w tej chwili mnie drażnić, więc po prostu przysiadł obok i zaczął wpatrywać się w przestrzeń dookoła. W pewnym momencie do skrzydła wbił lider i maknae. Najwidoczniej bardzo zaniepokojeni. Yixing tylko posłał zdziwione spojrzenie. No tak, nie miał okazji ich poznać.

- Luhan! Dobrze się czujesz? Proszę, powiedz, że to nic poważnego! - zaczął starszy.

- Nie, nie. - pokiwałem przecząco głową. - Spokojnie, wyjdę z tego. - zapewniłem.

- Tak właściwie to chciałem użyć na tobie swojej mocy... - nagle odezwał się przyjaciel. - Ale lekarz mi zabronił, bo stwierdził, że nie jest jeszcze zbyt dopracowana...

- A kto to? - wtrącił blondyn. - Nowy? Łał! Hej, ja jestem Tao! - i potrząsnął jego dłoń.

- Yy, mnie też miło. - odpowiedział niepewnie, zszokowany nagłym atakiem. - Jestem Lay.

- A to nasz lider, Kris. - kiwnąłem w stronę najwyższego.

Yixing wstał i elegancko się ukłonił, by po chwili znów przysiąść obok mnie.

- I co teraz? - spytał jeden z nich.

- Zobaczymy...



***

{POV – D.O}





    Spoglądałem to na kartkę, to na reklamówkę. Mam nadzieję, że niczego nie zapomniałem... bułki, cola, ulubiona oranżada Jongin'a, podręcznik do nauki cz. II dla mnie, no i wafelki orzechowe. Ostatnio nie potrafię zgarnąć swych myśl do kupy, więc zamartwiam się najmniejszymi 'problemami'. Do tego mam dzisiaj wykłady z drugimi klasami...

    Zmierzałem w kierunku dormitorium i cieszyłem się z jednej strony, iż trwały obecnie lekcje większości roczników, bo było kompletnie pusto po drodze. W pewnym momencie mojej nieuwagi, mało co bym się nie przewrócił o dywan. Ah, Do Kyungsoo!

    Gdy już przystanąłem przy drzwiach prowadzących do sypiali, którą dzieliłem z Kai'em i Suho, usłyszałem rozmowy. Jeden głos należał do dobrze znanej mi osoby, a drugi do już nieco mniej. Nie jestem osobą, która bezpodstawnie kogoś podsłuchuje, ale nie mogłem się oprzeć. Niestety słabo mi to wyszło, bo zbyt wiele nie zrozumiałem, a do tego z tyłu wpadł na mnie Suho, którego nawet przez moment nie wyczułem.

- No no no, co ty wyczyniasz D.O? - zawył głośno.

- Cii! - ponagliłem go jak najciszej. - Dobrze się czujesz?! Jeszcze nas... - i w tej chwili drzwi się uchyliły, ukazując zdziwionych towarzyszy.

- Kyungsoo? Junmyeon? Co się dzieje?

    Świetna wpadka, no nie powiem! Czasami żałuję, że mam w grupie co poniektórych debili... Jak zauważyłem, drugą osobą w środku był ten nowy wilk – Baekhyun. Ciekawe o czym tak zażarcie dyskutowali...

- A tak sobie żartowaliśmy w dwójkę! Spotkaliśmy się w kafeterii, to i razem przyszliśmy. - skłamał Suho. Wow, to genialny wyczyn z jego strony.

- Oh, no okej. Wchodźcie. - zaproponował chłopak o ciemnej karnacji, tak więc zrobiliśmy.



~~~

- Trzeba było od razu mówić, że chodzi o Turniej. Kyungsoo pewnie lepiej by to wytłumaczył.

- E tam. - zawstydziłem się lekko. - Masz szczęście, że jednak zwróciłeś się o pomoc do Kai'a. - stwierdziłem, wpatrując się w niskiego bruneta.

- Tak szczerze... to wiecie cokolwiek o naszym liderze? - zaczął.

- Ściany mają uszy. - wtrącił Jongin. - Nie powinniśmy mówić na taki temat, do tego akurat tutaj. - podkreślił ostatnie słowo.

- Racja. - potwierdziłem.

- No to inaczej... - zamyślił się. - Ćwiczyłeś już cokolwiek?

- Jasne. Myślę, że w większym stopniu jestem gotowy. - jednak widać było, że jest nieco zmartwiony.

- A, właśnie! - ocknąłem się. - Kai-ah, prawdopodobnie nie będziesz walczył z lumpeksiarą.

- CO? - równocześnie odparli trójką.

- Jest, że tak stwierdzę 'skontuzjowany'. Pewnie dostaniesz kogoś innego...

- Eh, no to wspaniale. Teraz moja pewność spadła o co najmniej 60%.

- A nie 69? - zaczął Suho.

- Junmyeon... po prostu się już zamknij!

- Za dużo spędza czasu z Sehun'em. - powiedziałem, lecz kąciki ust mimowolnie podniosły mi się do góry.



***

{POV – Sehun}





    Stwierdziłem, że czas nieubłaganie prędko leci. Już dzisiaj pierwsza walka, a ja nie potrafiłem tego przeżyć. Przeżyć po raz drugi. Niby początek, a jednocześnie blisko do samego końca. Powoli dostawałem do głowy i wprawdzie nie mam pojęcia co ze sobą zrobić. Mam tego dość. Dlaczego musiałem urodzić się kimś takim? Dlaczego nie mogę po prostu robić tego, co lubię? Oto są pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi.

Właśnie idę w kierunku miejsca, gdzie znajdę wilka, który choć trochę mi pomoże. Był to mój były nauczyciel walki wręcz, który od jakiegoś roku już nie naucza w szkole. Dowiedziałem się, że nieopodal znajduje się jego chatka, więc mnie to zaciekawiło. Zdobyłem namiary od paru spoko kumpli i wyruszyłem.

    Lekko zaniepokojny stałem przed obiektem, zastanawiając się o co właściwie zapytać. Do tego cholerny upał nie pomagał mi w rozsądnym przemyślaniu. Westchnąłem w końcu i podszedłem bliżej, uprzednio pukając w drzwi.

    Po jakiejś minucie, wychyliła się z nich znana mi sylwetka. Choć na początku się zdziwił, to po chwili z radością wskazał, abym wszedł do środka. Nic się nie zmienił. Wciąż niższy ode mnie, ciemne włosy porozwalane na wszystkie strony, no i standardowe okulary w czarnej oprawce.

- Świetnie cię widzieć mój ulubiony dongsaeng'u! Siadaj na kanapie, a ja zaraz przyniosę coś do picia.

    Chwilę poczekałem i wreszcie dostałem kubek, z moją najukochańszą zieloną herbatą. Ten również wygodnie się rozsiadł, lecz w fotelu naprzeciwko. Zaśmiałem się, gdy zauważyłem, że dosypuje do swojej aż 6 łyżek cukru. Jak to można w ogóle pić?

- Hyung. - zacząłem. - Masz jakieś nowe informacje? Np. o... - tu się zatrzymałem. - Śnieżnych Wilkach?

- Wiedziałem, że o nich spytasz. - odparł, łykając płyn. - Właściwie nie mam pojęcia, co może im wpaść do główy, lecz wyczuwam przyszły zamach.

- Zamach?

- Tak. Doskonale wiesz, iż nasza szkoła Dwunastu Przymierzy rywalizuje z tą Dwunastu Łowców... nikt wprawdzie nigdy nie chciał tej drugiej. - prychnął. - Ale w końcu musiały pojawić się osoby, które byłyby nam przeciwne.

    Zamyśliłem się głęboko, wpatrując w pusty kominek. Odstawiłem przedmiot na stoliku i nagle wstałem w tym jakże kierunku. Zauważyłem, że porozstawiane na nim były zdjęcia, a w tym jedno ze mną, gdy miałem coś ok 12 lat. Przejechałem po nim opuszkami palców i uśmiechnąłem się pod nosem.

- Kocham przeszłość, nienawidzę przyszłości, a teraźniejszości... nie ma. - szeptnąłem.



***

{POV – Kai}





    Powoli uczniowie schodzili się leniwymi krokami. Nauczyciele poprzywoływali trybuny wokół ogromnego obszaru, który mieścił się w chłodnych górach. Widziałem jak poniektórzy w zimowych kurtkach, starają się nie trząść. Lecz ja się nie przejmowałem temperaturą, teraz moje myśli krążyły w kierunku meczu. Nadal nie wiedziałem z kim się zmierzę, więc byłem trochę przerażony.

    Po jakimś czasie wszyscy zerknęli w stronę jednego z profesorów, który w szybkim tempie pojawił się pośrodku miejsca walki. Odkaszlnął parę razy i zaczął o dziwo, dość głośno się wydzierać, że każdy go usłyszał.

- Witajcie moi drodzy! Dziś rozpoczynamy pierwszą rundę Turnieju Księżycowego! - wszyscy nagle zaczęli klaskać i dawać we wznaki, iż są zadowoleni. - Dzisiaj zaczynamy dość ciekawie, bo bitwę stoczą pomiędzy sobą osoby z Białych, jak i Czarnych Wilków! - wiwaty stały się coraz to głośniejsze.

    Czarni? Nie rozumiem. Czyli jednak Luhan się nie wycofał?

- Proszę, aby przeciwnicy wyszli na przód!

    Zacząłem bacznie obserwować z wszystkich stron i wyglądało na to, że tylko ja posłuchałem rozkazu. Zdziwiony spojrzałem to na mężczyznę, to na widownię. Jednak nie musiałem dłużej nacieszyć się spokojem, gdyż centralnie z nieba zleciała pewna osoba. I już wiedziałem, że robi się coraz ciekawiej.

Patrzył na mnie zawzięcie swymi czerwonymi oczyma, a ja już wiedziałem, że nie mam łatwo.

- Kim Jongin kontra... Wu YiFan! - ostatni raz dało się usłyszeć głos psora, a ja tylko głośno przełknąłem ślinę. No to zaczynamy zabawę.


---
A/N : Tak, wiem. Zaczyna robić się "zabawnie" // AxE

4 komentarze:

  1. Nie zauważyłam żadnych rażących błędów. Może jedynie to, że nie powinno być "Jongin'a", tylko Jongina c:
    Hmm, nie mogę się doczekać turnieju chociaż boje się o Kai'a </3)

    Aww, bad boy Sehun ratuje LUmpeksiarę X''D cheesy af

    I boże, D.O jaka żonka XDD "ulubiona oranżada Jongina" biedny, wpadł po same uszy, a jak już mówiłam, Kai zbyt głupi, żeby to zauważyć.

    Ja wiem kim jest nauczyciel Sehuna i leje nadal XDDD

    Nie mogę się doczekać następnego i modle się o tyłek Kai'a!

    OdpowiedzUsuń
  2. omgogmogmgomgogmogmogmgomgom *fangirl* czekam niecierpliwie na następne rozdziały
    Omooo wielbie to opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawstydzony Sehun uciekający przed wzrokiem Luhana, Suho wyjący głupek i... Czy mi się wydaje, czy D.O faktycznie był lekko zazdrosny? Kurcze no, robi się coraz ciekawiej! A jeszcze to starcie Kai vs Kris! No jejciu!
    Nie widzę żadnych rażących błędów, jedyne co mnie boli w tym rozdziale to "który był zajęty wcinaniem kanapek. Gdy mnie zauważył, od razu podzielił się nienapoczętym posiłkiem" o czym pisałem Ci już na pw. Dopiero jak wytłumaczyłaś mi, że chodzi o to, że Krisus dał mu kanapki, których jeszcze nie zaczął jeść to przestało mi to przeszkadzać, ale kiedy nie wiedziałam o co chodzi to mnie to troszkę raziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem dlaczego napisałam "pisałem", może to moje drugie ja? x'DDDDDDDD

      Usuń