środa, 24 czerwca 2015

[Twelve Forces] - Rozdział XI "Światło nie gaśnie"


{POV – Baekhyun}



   Zmierzałem do nikąd. Przeskoczyłem płytkę. I kolejną. Czuję, jakby oddychanie nie było mi w ogóle potrzebne. Widzę tylko długą, lecz wąską ścieżkę wyłożoną marmurem. W okół mgła i niewielkie źródło światła dochodzące z poniektórych zawieszonych na słupie lamp. Tło nie istnieje. Jest tylko czerń i cisza. Nie mogę zobaczyć swych dłoni, choć naprawdę tego pragnę. Nie potrafię wydusić z siebie ani jednego słowa. Łapię się za gardło. Nic nie mogę.

   Szybko otwarłem powieki, od razu zasłaniając je rękami. Nieprzyjemna jasność dobiła moje zmęczone ciało. Jęknąłem, starając się cokolwiek zrobić, ale ból głowy był nie do zniesienia. Poczułem dotyk na swoim czole, więc lekko drgnąłem.
- Baek, wszystko w porządku? - usłyszałem pytanie, nie potrafiąc w obecnej chwili zgadnąć do kogo należy.
   Tak, oczywiście. Praktycznie każdy mięsień mi nawala, ale wszystko jest ok. Parę razy zamrugałem i głośno westchnąłem, mając nadzieję na koniec tych katuszy. Jednak gdy próbowałem w jakikolwiek sposób, choć nieco się podnieść – padłem w objęcia poduszki. Samodzielna łza spłynęła po czerwonych policzkach.
- Junmyeon, zawołaj lekarza. Natychmiast. - rozkazał ponownie ten sam głos, najwidoczniej panikując.
   Leżałem nieruchomo przez parę minut, wpatrując się ślepo w sufit, jakby było to mym głównym punktem zainteresowania. Modlitwy raczej na nic się nie zdadzą, skoro i tak wyląduję w piekle. Miałem ochotę prychnąć na swoje zachowanie, ale ostatecznie znowu wydałem nieprzyjemny dźwięk.
   Usłyszałem niewyraźne rozmowy, jak przeczuwałem zza drzwi, które po chwili mocno huknęły. Do środka wparowało parę osób – tak przynajmniej wywnioskowałem po odgłosie butów. Nagle ktoś złapał mą dłoń, pocierając czymś zgięcie przy łokciu. Poczułem wbicie chłodnej igły, które o dziwo nie było aż tak bolesne.
   Pragnąłem jakimś cudem otworzyć usta, gdy pojawiła się przede mną znajoma twarz. Uśmiechnął się szeroko, a ja zbyłem się na skrzywienie. Miałem dość. Potwornie dość. Jakim cudem ja w ogóle jeszcze żyję?
- W-w... - pierwsze słowo starało się wyjść z mego gardła i najwidoczniej każdy w tej chwili zamarł, oczekując na me dalsze czyny. - ...wody. - powiedziałem słabo i cicho, ale wystarczająco bym po chwili zauważył kątem oka szklankę z płynem i rurką.
   Pomogli mi zrobić parę łyków i wreszcie poczułem się bardziej orzeźwiony. Byłem w duchu wdzięczny, że ktoś stara się mi pomóc. Tak czy inaczej, nie planowałem obecnie swej śmierci. Dali mi przerwę na parę wdechów i jakiekolwiek unormowanie się.
- Wygląda na to, że jest dobrze. Lepiej niż przypuszczaliśmy. - stwierdził doktor, zapisując coś w pliku swych papierów, przypatrując się mi uważnie. - Jeszcze tylko musimy poczekać na wyniki... - zaciął się na moment. - Będą zapewne dopiero wieczorem, a więc miejcie na niego oko. - dokończył, zabierając niezbędne rzeczy i wychodząc z sali.
   Reszta oczywiście natychmiastowo przysiadła wokół mnie, a jeden z wilków pomógł mi podnieść się do półprzysiadu. Zerkali na mnie zmartwieni, a ja tylko pokiwałem głową, by dać znać, że nie ma o co. Osoba siedząca najbliżej, czyli Kyungsoo zabrał głos :
- Nie powinniśmy cię dręczyć, ale jest nam cholernie przykro...
- Niby o co? - burknąłem.
- Byun, pamiętasz cokolwiek? - wtrącił blondyn z założoną ręką na ręce.
   Przez dłuższy moment zamyśliłem się, ściskając dłonie w pięści. Kompletnie nic nie wiem. Oprócz tego przeszywającego bólu, gdy rzuciłem się na ratunek...
- Nie. - odparłem szczerze.
- Eh. - westchnął, przymrużając oczy. - Miałeś szczęście.
- I to wielkie. - dokończył dużooki. - Lecz z jednej strony my nie bardzo...
- Co takiego się wydarzyło? - spytałem, coraz bardziej ciekawsko przypatrując się ich posmutniałym minom.
   Popatrzyli po sobie niepewnie. W jednej chwili z cienia wyszedł Czarny, z pewnym przedmiotem w dłoni. Podszedł zakładając dobrze mi znany naszyjnik, który należał do mego rodu – symbol wiecznego światła. Niestety był przełamany na wpół, więc mocno go złapałem. Ponownie dało zauważyć się łzę, którą ktoś w końcu starł.
- Brat Minseok'a chciał zaatakować Sehun'a, ale poświęciłeś się dla niego. - zaczął Suho. - Akurat niestety, bądź stety zjawili się przedstawiciele naszej szkoły. Nauczyciel, który miał zabrać nas na obóz, zgłosił nasze zaginięcie. Wytropiono nas w takim momencie... trwało to dosłownie chwilę. Nikt się nie patyczkował. Tak jak się pojawili, tak nas natychmiastowo przeteleportowali.
- Okazało się, że podczas ataku objawiła się wokół ciebie ognista tarcza, która nieco zneutralizowała obrażenia. Od razu zabrano cię na oddział. - mruknął D.O
   Uno momento. Jaka tarcza? I w tej chwili chyba dostałem oświecenia, ale nie byłem pewien czy o to chodzi...
- Podobno jakiś prezent od lidercia. - zakpił Luhan, rozwalając się wygodnie na łóżku obok. - Ale przynajmniej skuteczny.
   Tak myślałem.
- Podarowałem ci coś, więc bądź wdzięczny. - powiedział i wstał w stronę rzekomej szafki, by wyciągnąć z niej jakiś dokument.
Oczywiście miałem chęć spytać o co dokładnie chodzi, ale po prostu pokiwałem głową.
- Dziękuję. - ukłoniłem się i wybiegłem czym prędzej z pomieszczenia.
   Zdarzenie zaczęło nabierać coraz więcej sensu, choć nie potrafię ukryć, iż jestem mega zdziwiony. Mam ochotę skulić się w kulkę i nie pozwolić by ktokolwiek miał do mnie dostęp.
- Ja... - zacząłem.
- Chanyeol i Kris mają przewalone. Jesteśmy tu na miejscu od dwóch dni, lecz ani razu ich nie spotkaliśmy. Tao przeżywa, że niby rada ich zamordowała. - stwierdził ironicznie Sehun. - Patrz. - wskazał palcem na siedzącego w kącie pomieszczenia chłopaka. Miał porozwalane na wszystkie strony włosy i zmęczone, spuchnięte oczy. - Nie śpi od tego czasu.
   Rozszerzyłem źrenice widząc jego stan. To było naprawdę przerażające... a co z resztą, której tu nie ma? Co jeśli i im w jakiś sposób odbiło...
- Jongdae ma poważnego focha na Xiumin'a i o dziwo ciągle go unika. Mówię ci, że normalnie jakaś brazylijska telenowela.
- Chwila. - kontynuowałem. - Xiumin też jest z nami?
- Owszem, ale jego obowiązkiem jest obecnie sprzątanie szkoły...
- Boję się, że dostaniemy jakąś potworną karę. Już wolałbym szorować za niego te głupie podłogi. - powiedział urażony Lu.
   Zagryzłem wargi. Czuję, że możemy się pożegnać z naszą 'karierą' wielkich obrońców. Stanu mojej psychiki zdecydowanie nie da się opisać. Mam dość tej bezradności w jakiejkolwiek sytuacji. Mniejsza o mnie, ale chciałbym zobaczyć uśmiechy pozostałych. Każdy wyglądał niczym marionetka bez duszy, co dodawało bardziej mrocznego klimatu.
- Jest jeszcze ktoś. - Junmyeon przerwał ciszę. - Lee Taeyong.

2 tygodnie później

- W ten sposób najlepiej schwytać ofiarę...
   Przestałem słuchać wykładu nauczyciela, gdyż wolałem skupić się na szkolnym oknie. Za nim cudowna, słoneczna pogoda, a ja musiałem się tu kisić niczym w starej klatce z niezniszczalnymi kratami. Zacząłem stukać palcami o stolik, przypominając sobie ulubioną piosenkę, do której często śpiewałem i do tego potańcowałem.
   Może się wydawać, iż nie mam żadnych zmartwień? Otóż nie. Zawsze je miałem i zawsze będę mieć. Choć obecnie nie jest tak źle. Rada stwierdziła, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty mimo iż tak naprawdę nic nie zrobiliśmy. „Braterskie zachowanie zawsze na pierwszym miejscu” - powiedzieli. My tylko oszołomieni przysłuchiwaliśmy się dobrym komplementom. Brzmi świetnie? Być może.
   Obydwóch liderów natomiast wysłano na jakiś specjalny trening, ale nikt z nas nie ma pojęcia co na nim robią. Mają wrócić za trzy dni jak niby nic. Boję się, że może jednak oberwali. Ocalili resztę, przejmując na siebie obowiązki? To byłoby w stylu Czarnego... ale Białego? Wątpię.
   Przewróciłem oczami widząc podejrzany uśmiech Chen'a, który siedział w drugiej ławce od lewej. Po dłuższym zapoznaniu się z nimi, śmiało mogę się domyślić, iż wpadł na jakiś głupi pomysł. On jest zdolny do wszystkiego. Przynajmniej tyle dobrze, że obie drużynie się dogadały. Wiadomo, że nie każdy lubi się z każdym, ale jest coraz lepiej.
   Wyjaśniono mi całą sprawę dotyczącą ksiąg, jak i Śnieżnych, więc jestem obecnie bardzo zmotywowany. Staram się myśleć o tym dość optymistyczne, gdyż nie chcę nikogo zawieźć. Może się to wydawać dziwne... czy to nadal ten sam, biedny Baekhyun? Otóż nie. Muszę w końcu pokazać wilkom na co mnie stać i przyłożyć się do roboty! A może po prostu zgłupiałem...

---

- Chyba sobie jaja robią. - szeptnąłem sam do siebie, z niedowierzenim wpatrując w tablicę ogłoszeniową. - Przecież jestem tu nowy i nawet nie przechodziłem tego kwalifikującego egzaminu...
- To masz problem, młody. - sprostował Chen, opierając się na mym ramieniu.
- Jesteś w Drużynie Specjalnej, więc... - zaczął Luhan i od razu mu przerwałem.
- Beznadzieja. - zagryzłem silnie wargi, wciąż nie mogąc w to uwierzyć. - A Kyungsoo wie o swojej bitwie?
- Pewnie tak, bo to w końcu on. Ty masz się chociaż fajnie, bo walczysz z nieznajomą osobą, która pewnie nie będzie tak silna... ale Sehun? Ugh, współczuję D.O. - powiedział jakby z obrzydzeniem czerwonowłosy, zabawnie marszcząc nos.
- A ty nadal udajesz, że nie lubisz wietrznego? - Jongdae z rozbawieniem szturchnął go w rękę. - Przestań w końcu i leć do niego z kwiatami.
- Oszalałeś?! Lecz się! - wybuchł niski, wymachując dłońmi we wszystkie strony i widocznie czerwieniejąc. - Ja nic do...
- Co się dzieje? - wparował natychmiastowo najbardziej w tej chwili nieproszony gość, przez którego tamten od razu się uciszył.
   Chen wybuchł śmiechem, głośno klaszcząc w dłonie, na co Luhan jeszcze bardziej się skulił, chowając za mną.
- A nic. Jak zwykle cię obgadujemy. - stwierdził zadowolony z siebie Czarny.
   Blondyn przymrużył oczy, robiąc niepewną minę i po chwili popchnął nas na bok, by mógł swobodnie przejść. Usłyszałem typowe dla Jongdae „ej!” i wywróciłem oczami.
- On się chyba nigdy nie zmieni. - zabrałem głos.
- Owszem. - prychnął najniższy, także znikając z naszego pola widzenia.
- Przynajmniej uroczo wyglądał w tej sytuacji. - odpowiedział towarzysz, śledząc wzrokiem uciekającego Lu.
   Nerwowo się zaśmiałem i ruszyłem w kierunku następnej sali lekcyjnej. Co prawda chłopcy poprawiają mi humor, ale w tej chwili będę tylko przejęty Turniejem. Niby minęło sporo czasu, ale dla mnie wciąż za szybko go wznowili. Uważam, że najlepiej jakby w ogóle z niego zrezygnowano... przecież szkoła musi mieć na głowie Śnieżnych, a nie bawić się w jakieś gry.

~~~
{POV – Kai}



- Ty tam! Przesuń to bardziej w prawo! - rozkazałem, krzywiąc się na widok pracy wilków.
   Niektórzy kompletnie nie dawali sobie rady, mimo że musimy uwinąć się ze strojeniem hali do jutrzejszego wieczora. Westchnąłem z desaprobatą wpatrując się w plan 'imprezy' i przekartkowałem idealnie na napis „9 listopad – koniec”. Głośno wypuściłem powietrze, gdy usłyszałem dźwięk tłuczącego się przedmiotu.
- Aish!
- Jongin, spokojnie. Pomogę im. - znikąd zjawił się Kyungsoo z naprawdę przejętą miną.
- Ja już powoli nie daję rady... - wręcz wyjęczałem.
- Zauważyłem. - mruknął. - A więc pozwól...
- Dobra. Im więcej par rąk do roboty, tym lepiej. - lekko się uśmiechnąłem, czochrając włosy starszego.
   Posłusznie pobiegł z pomocą, a ja wróciłem do obmyślania atrakcji. Dziesiątego rozpoczyna się ważne święto dla naszej rasy, które zostało uchwalone tysiące lat temu i trwa dokładnie cztery dni. Nazwano je „Heth neri”, czyli w dawnym języku przodków – Święto wilków. Szkoła co roku organizuje różne konkursy z tym związane i w tym niestety zostałem głównym opiekunem.
   Zauważyłem przy wejściu zdezorientowaną grupkę Czarnych. Przeklnąłem pod nosem i ruszyłem w ich stronę, bo co tak stoją jak deb... a nie. Przecież od teraz jesteśmy 'wspólnotą'. Musimy się kochać i blabla. Ponownie dziś prychnąłem. Czy to nie zabawne?
- Tak więc idą przygotowania. - odparł Chen, machając dłonią, jakby chciał wskazać drogę ciekawemu wydarzenia Lay'owi.
- Wow. - tyle potrafił z siebie wydusić, popijając zimny napój.
- Coś się stało? - spytałem niebywale uprzejmie, robiąc sztuczny uśmiech, na co jeden z nich się skrzywił.
- Nie sądziłem, że pod twoją władzą... wyjdzie tak średnio. - skwitował równie wrednie Luhan.
   Zacisnąłem z nerwów papier, który ciągle tkwił w mych dłoniach i przełknąłem głośno ślinę. Uspokój się Kai.
- Przykro mi, ale to nie moja wina, lecz pracowników.
- Uczniów. - poprawił niższy, prostując się i z jakąś dziwną dumą na mnie zerkając.
   Dosyć, że cały dzień mam totalnie zawalony, to do tego przeciwna drużyny stara się pogorszyć mój stan. W środku istnie wrzałem, ale nie miałem czasu, ani chęci by to pokazywać. Westchnąłem. Nic innego mi nie pozostaje, jak grzecznie ich wyprosić.
- Skoro pokazaliście koledze salę, to już możecie sobie pój...
- Właściwie to tylko przechodziliśmy. - przerwał szatyn. - Tak przy okazji wyszło. - spojrzał z rozbawieniem na robotę wilków i ponownie jego wzrok utkwił na mnie. - Czy Kyungsoo wie o walce?
   Zrobiłem pytającą minę, nie wiedząc dokładnie o co chodzi. Czyżby Biały zamierzał się z kimś pobić? Nic mi o tym niewiadomo.
- Ah, to ty nie wiesz? - kontynuował. - Trwa Turniej.
   Jeszcze bardziej mnie zszokowali. Parę razy zamrugałem i od razu odwróciłem się w poszukiwaniu wymienionego chłopaka. Nie wierzę, że szkoła zdecydowała się na tak ważny krok. Czy wszyscy tu do reszty oszaleli? Święto i Turniej jednocześnie. Na pewno będzie zero zamieszania. Mhm.
   Na moje szczęście towarzysz skończył robotę i szedł w naszą stronę, najwidoczniej sam się dziwiąc widokiem tak wielkiej bandy. Przystanął zaraz obok mnie i o dziwo pierwsze co zrobił, to głęboko się ukłonił i radośnie wyszczerzył. Czasami mam wrażenie, że z nim też zaczyna dziać się coś złego.
- Hejo. Co jest? - zaczął, a ja go dźgnąłem. Ta reakcja mnie przestraszyła, a on tylko posłał piorunujące spojrzenie. Jakby wymagał ode mnie gościny. Naprawdę ktoś w to wierzy?
- Właściwie to nic takiego. - powiedział niski, łapiąc Yixing'a za dłoń i powoli odwracając się w stronę drzwi. Władca piorunów natomiast stanął bokiem, przypatrując się nam dość uważnie.
- Ej, chwila! - zawołał niezadwolony, lecz ci zniknęli w ciemnościach.
- Wracamy do pracy. - stwierdziłem niewzruszony, chcąc w końcu wrócić do tego co ważne, ale Czarny zabrał głos.
- Powodzenia z Sehun'em! - odparł głośno się śmiejąc i mijając próg.
   Na samo usłyszenie tego imienia przystanąłem, a mniejszy się wzdrygnął jakby przeszła po nim fala mrozu.
- No pięknie.




---
A/N ; Przepraszam, że dosyć iż rozdział wyszedł dość krótki, to do tego musieliście długo czekać ;_; Niestety ostatnio kompletnie nie mam pomysłów, weny czy czegokolwiek, no i wychodzi... nudno. Postaram się wykombinować coś ciekawego na następny raz. Pragnęłam po prostu wstawić rozdział jeszcze przed moim wyjazdem... a właśnie. Życzę wam wszystkim udanych i bezpiecznych wakacji! :) No to chyba tyle ode mnie~ // AxE~