środa, 24 czerwca 2015

[Twelve Forces] - Rozdział XI "Światło nie gaśnie"


{POV – Baekhyun}



   Zmierzałem do nikąd. Przeskoczyłem płytkę. I kolejną. Czuję, jakby oddychanie nie było mi w ogóle potrzebne. Widzę tylko długą, lecz wąską ścieżkę wyłożoną marmurem. W okół mgła i niewielkie źródło światła dochodzące z poniektórych zawieszonych na słupie lamp. Tło nie istnieje. Jest tylko czerń i cisza. Nie mogę zobaczyć swych dłoni, choć naprawdę tego pragnę. Nie potrafię wydusić z siebie ani jednego słowa. Łapię się za gardło. Nic nie mogę.

   Szybko otwarłem powieki, od razu zasłaniając je rękami. Nieprzyjemna jasność dobiła moje zmęczone ciało. Jęknąłem, starając się cokolwiek zrobić, ale ból głowy był nie do zniesienia. Poczułem dotyk na swoim czole, więc lekko drgnąłem.
- Baek, wszystko w porządku? - usłyszałem pytanie, nie potrafiąc w obecnej chwili zgadnąć do kogo należy.
   Tak, oczywiście. Praktycznie każdy mięsień mi nawala, ale wszystko jest ok. Parę razy zamrugałem i głośno westchnąłem, mając nadzieję na koniec tych katuszy. Jednak gdy próbowałem w jakikolwiek sposób, choć nieco się podnieść – padłem w objęcia poduszki. Samodzielna łza spłynęła po czerwonych policzkach.
- Junmyeon, zawołaj lekarza. Natychmiast. - rozkazał ponownie ten sam głos, najwidoczniej panikując.
   Leżałem nieruchomo przez parę minut, wpatrując się ślepo w sufit, jakby było to mym głównym punktem zainteresowania. Modlitwy raczej na nic się nie zdadzą, skoro i tak wyląduję w piekle. Miałem ochotę prychnąć na swoje zachowanie, ale ostatecznie znowu wydałem nieprzyjemny dźwięk.
   Usłyszałem niewyraźne rozmowy, jak przeczuwałem zza drzwi, które po chwili mocno huknęły. Do środka wparowało parę osób – tak przynajmniej wywnioskowałem po odgłosie butów. Nagle ktoś złapał mą dłoń, pocierając czymś zgięcie przy łokciu. Poczułem wbicie chłodnej igły, które o dziwo nie było aż tak bolesne.
   Pragnąłem jakimś cudem otworzyć usta, gdy pojawiła się przede mną znajoma twarz. Uśmiechnął się szeroko, a ja zbyłem się na skrzywienie. Miałem dość. Potwornie dość. Jakim cudem ja w ogóle jeszcze żyję?
- W-w... - pierwsze słowo starało się wyjść z mego gardła i najwidoczniej każdy w tej chwili zamarł, oczekując na me dalsze czyny. - ...wody. - powiedziałem słabo i cicho, ale wystarczająco bym po chwili zauważył kątem oka szklankę z płynem i rurką.
   Pomogli mi zrobić parę łyków i wreszcie poczułem się bardziej orzeźwiony. Byłem w duchu wdzięczny, że ktoś stara się mi pomóc. Tak czy inaczej, nie planowałem obecnie swej śmierci. Dali mi przerwę na parę wdechów i jakiekolwiek unormowanie się.
- Wygląda na to, że jest dobrze. Lepiej niż przypuszczaliśmy. - stwierdził doktor, zapisując coś w pliku swych papierów, przypatrując się mi uważnie. - Jeszcze tylko musimy poczekać na wyniki... - zaciął się na moment. - Będą zapewne dopiero wieczorem, a więc miejcie na niego oko. - dokończył, zabierając niezbędne rzeczy i wychodząc z sali.
   Reszta oczywiście natychmiastowo przysiadła wokół mnie, a jeden z wilków pomógł mi podnieść się do półprzysiadu. Zerkali na mnie zmartwieni, a ja tylko pokiwałem głową, by dać znać, że nie ma o co. Osoba siedząca najbliżej, czyli Kyungsoo zabrał głos :
- Nie powinniśmy cię dręczyć, ale jest nam cholernie przykro...
- Niby o co? - burknąłem.
- Byun, pamiętasz cokolwiek? - wtrącił blondyn z założoną ręką na ręce.
   Przez dłuższy moment zamyśliłem się, ściskając dłonie w pięści. Kompletnie nic nie wiem. Oprócz tego przeszywającego bólu, gdy rzuciłem się na ratunek...
- Nie. - odparłem szczerze.
- Eh. - westchnął, przymrużając oczy. - Miałeś szczęście.
- I to wielkie. - dokończył dużooki. - Lecz z jednej strony my nie bardzo...
- Co takiego się wydarzyło? - spytałem, coraz bardziej ciekawsko przypatrując się ich posmutniałym minom.
   Popatrzyli po sobie niepewnie. W jednej chwili z cienia wyszedł Czarny, z pewnym przedmiotem w dłoni. Podszedł zakładając dobrze mi znany naszyjnik, który należał do mego rodu – symbol wiecznego światła. Niestety był przełamany na wpół, więc mocno go złapałem. Ponownie dało zauważyć się łzę, którą ktoś w końcu starł.
- Brat Minseok'a chciał zaatakować Sehun'a, ale poświęciłeś się dla niego. - zaczął Suho. - Akurat niestety, bądź stety zjawili się przedstawiciele naszej szkoły. Nauczyciel, który miał zabrać nas na obóz, zgłosił nasze zaginięcie. Wytropiono nas w takim momencie... trwało to dosłownie chwilę. Nikt się nie patyczkował. Tak jak się pojawili, tak nas natychmiastowo przeteleportowali.
- Okazało się, że podczas ataku objawiła się wokół ciebie ognista tarcza, która nieco zneutralizowała obrażenia. Od razu zabrano cię na oddział. - mruknął D.O
   Uno momento. Jaka tarcza? I w tej chwili chyba dostałem oświecenia, ale nie byłem pewien czy o to chodzi...
- Podobno jakiś prezent od lidercia. - zakpił Luhan, rozwalając się wygodnie na łóżku obok. - Ale przynajmniej skuteczny.
   Tak myślałem.
- Podarowałem ci coś, więc bądź wdzięczny. - powiedział i wstał w stronę rzekomej szafki, by wyciągnąć z niej jakiś dokument.
Oczywiście miałem chęć spytać o co dokładnie chodzi, ale po prostu pokiwałem głową.
- Dziękuję. - ukłoniłem się i wybiegłem czym prędzej z pomieszczenia.
   Zdarzenie zaczęło nabierać coraz więcej sensu, choć nie potrafię ukryć, iż jestem mega zdziwiony. Mam ochotę skulić się w kulkę i nie pozwolić by ktokolwiek miał do mnie dostęp.
- Ja... - zacząłem.
- Chanyeol i Kris mają przewalone. Jesteśmy tu na miejscu od dwóch dni, lecz ani razu ich nie spotkaliśmy. Tao przeżywa, że niby rada ich zamordowała. - stwierdził ironicznie Sehun. - Patrz. - wskazał palcem na siedzącego w kącie pomieszczenia chłopaka. Miał porozwalane na wszystkie strony włosy i zmęczone, spuchnięte oczy. - Nie śpi od tego czasu.
   Rozszerzyłem źrenice widząc jego stan. To było naprawdę przerażające... a co z resztą, której tu nie ma? Co jeśli i im w jakiś sposób odbiło...
- Jongdae ma poważnego focha na Xiumin'a i o dziwo ciągle go unika. Mówię ci, że normalnie jakaś brazylijska telenowela.
- Chwila. - kontynuowałem. - Xiumin też jest z nami?
- Owszem, ale jego obowiązkiem jest obecnie sprzątanie szkoły...
- Boję się, że dostaniemy jakąś potworną karę. Już wolałbym szorować za niego te głupie podłogi. - powiedział urażony Lu.
   Zagryzłem wargi. Czuję, że możemy się pożegnać z naszą 'karierą' wielkich obrońców. Stanu mojej psychiki zdecydowanie nie da się opisać. Mam dość tej bezradności w jakiejkolwiek sytuacji. Mniejsza o mnie, ale chciałbym zobaczyć uśmiechy pozostałych. Każdy wyglądał niczym marionetka bez duszy, co dodawało bardziej mrocznego klimatu.
- Jest jeszcze ktoś. - Junmyeon przerwał ciszę. - Lee Taeyong.

2 tygodnie później

- W ten sposób najlepiej schwytać ofiarę...
   Przestałem słuchać wykładu nauczyciela, gdyż wolałem skupić się na szkolnym oknie. Za nim cudowna, słoneczna pogoda, a ja musiałem się tu kisić niczym w starej klatce z niezniszczalnymi kratami. Zacząłem stukać palcami o stolik, przypominając sobie ulubioną piosenkę, do której często śpiewałem i do tego potańcowałem.
   Może się wydawać, iż nie mam żadnych zmartwień? Otóż nie. Zawsze je miałem i zawsze będę mieć. Choć obecnie nie jest tak źle. Rada stwierdziła, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty mimo iż tak naprawdę nic nie zrobiliśmy. „Braterskie zachowanie zawsze na pierwszym miejscu” - powiedzieli. My tylko oszołomieni przysłuchiwaliśmy się dobrym komplementom. Brzmi świetnie? Być może.
   Obydwóch liderów natomiast wysłano na jakiś specjalny trening, ale nikt z nas nie ma pojęcia co na nim robią. Mają wrócić za trzy dni jak niby nic. Boję się, że może jednak oberwali. Ocalili resztę, przejmując na siebie obowiązki? To byłoby w stylu Czarnego... ale Białego? Wątpię.
   Przewróciłem oczami widząc podejrzany uśmiech Chen'a, który siedział w drugiej ławce od lewej. Po dłuższym zapoznaniu się z nimi, śmiało mogę się domyślić, iż wpadł na jakiś głupi pomysł. On jest zdolny do wszystkiego. Przynajmniej tyle dobrze, że obie drużynie się dogadały. Wiadomo, że nie każdy lubi się z każdym, ale jest coraz lepiej.
   Wyjaśniono mi całą sprawę dotyczącą ksiąg, jak i Śnieżnych, więc jestem obecnie bardzo zmotywowany. Staram się myśleć o tym dość optymistyczne, gdyż nie chcę nikogo zawieźć. Może się to wydawać dziwne... czy to nadal ten sam, biedny Baekhyun? Otóż nie. Muszę w końcu pokazać wilkom na co mnie stać i przyłożyć się do roboty! A może po prostu zgłupiałem...

---

- Chyba sobie jaja robią. - szeptnąłem sam do siebie, z niedowierzenim wpatrując w tablicę ogłoszeniową. - Przecież jestem tu nowy i nawet nie przechodziłem tego kwalifikującego egzaminu...
- To masz problem, młody. - sprostował Chen, opierając się na mym ramieniu.
- Jesteś w Drużynie Specjalnej, więc... - zaczął Luhan i od razu mu przerwałem.
- Beznadzieja. - zagryzłem silnie wargi, wciąż nie mogąc w to uwierzyć. - A Kyungsoo wie o swojej bitwie?
- Pewnie tak, bo to w końcu on. Ty masz się chociaż fajnie, bo walczysz z nieznajomą osobą, która pewnie nie będzie tak silna... ale Sehun? Ugh, współczuję D.O. - powiedział jakby z obrzydzeniem czerwonowłosy, zabawnie marszcząc nos.
- A ty nadal udajesz, że nie lubisz wietrznego? - Jongdae z rozbawieniem szturchnął go w rękę. - Przestań w końcu i leć do niego z kwiatami.
- Oszalałeś?! Lecz się! - wybuchł niski, wymachując dłońmi we wszystkie strony i widocznie czerwieniejąc. - Ja nic do...
- Co się dzieje? - wparował natychmiastowo najbardziej w tej chwili nieproszony gość, przez którego tamten od razu się uciszył.
   Chen wybuchł śmiechem, głośno klaszcząc w dłonie, na co Luhan jeszcze bardziej się skulił, chowając za mną.
- A nic. Jak zwykle cię obgadujemy. - stwierdził zadowolony z siebie Czarny.
   Blondyn przymrużył oczy, robiąc niepewną minę i po chwili popchnął nas na bok, by mógł swobodnie przejść. Usłyszałem typowe dla Jongdae „ej!” i wywróciłem oczami.
- On się chyba nigdy nie zmieni. - zabrałem głos.
- Owszem. - prychnął najniższy, także znikając z naszego pola widzenia.
- Przynajmniej uroczo wyglądał w tej sytuacji. - odpowiedział towarzysz, śledząc wzrokiem uciekającego Lu.
   Nerwowo się zaśmiałem i ruszyłem w kierunku następnej sali lekcyjnej. Co prawda chłopcy poprawiają mi humor, ale w tej chwili będę tylko przejęty Turniejem. Niby minęło sporo czasu, ale dla mnie wciąż za szybko go wznowili. Uważam, że najlepiej jakby w ogóle z niego zrezygnowano... przecież szkoła musi mieć na głowie Śnieżnych, a nie bawić się w jakieś gry.

~~~
{POV – Kai}



- Ty tam! Przesuń to bardziej w prawo! - rozkazałem, krzywiąc się na widok pracy wilków.
   Niektórzy kompletnie nie dawali sobie rady, mimo że musimy uwinąć się ze strojeniem hali do jutrzejszego wieczora. Westchnąłem z desaprobatą wpatrując się w plan 'imprezy' i przekartkowałem idealnie na napis „9 listopad – koniec”. Głośno wypuściłem powietrze, gdy usłyszałem dźwięk tłuczącego się przedmiotu.
- Aish!
- Jongin, spokojnie. Pomogę im. - znikąd zjawił się Kyungsoo z naprawdę przejętą miną.
- Ja już powoli nie daję rady... - wręcz wyjęczałem.
- Zauważyłem. - mruknął. - A więc pozwól...
- Dobra. Im więcej par rąk do roboty, tym lepiej. - lekko się uśmiechnąłem, czochrając włosy starszego.
   Posłusznie pobiegł z pomocą, a ja wróciłem do obmyślania atrakcji. Dziesiątego rozpoczyna się ważne święto dla naszej rasy, które zostało uchwalone tysiące lat temu i trwa dokładnie cztery dni. Nazwano je „Heth neri”, czyli w dawnym języku przodków – Święto wilków. Szkoła co roku organizuje różne konkursy z tym związane i w tym niestety zostałem głównym opiekunem.
   Zauważyłem przy wejściu zdezorientowaną grupkę Czarnych. Przeklnąłem pod nosem i ruszyłem w ich stronę, bo co tak stoją jak deb... a nie. Przecież od teraz jesteśmy 'wspólnotą'. Musimy się kochać i blabla. Ponownie dziś prychnąłem. Czy to nie zabawne?
- Tak więc idą przygotowania. - odparł Chen, machając dłonią, jakby chciał wskazać drogę ciekawemu wydarzenia Lay'owi.
- Wow. - tyle potrafił z siebie wydusić, popijając zimny napój.
- Coś się stało? - spytałem niebywale uprzejmie, robiąc sztuczny uśmiech, na co jeden z nich się skrzywił.
- Nie sądziłem, że pod twoją władzą... wyjdzie tak średnio. - skwitował równie wrednie Luhan.
   Zacisnąłem z nerwów papier, który ciągle tkwił w mych dłoniach i przełknąłem głośno ślinę. Uspokój się Kai.
- Przykro mi, ale to nie moja wina, lecz pracowników.
- Uczniów. - poprawił niższy, prostując się i z jakąś dziwną dumą na mnie zerkając.
   Dosyć, że cały dzień mam totalnie zawalony, to do tego przeciwna drużyny stara się pogorszyć mój stan. W środku istnie wrzałem, ale nie miałem czasu, ani chęci by to pokazywać. Westchnąłem. Nic innego mi nie pozostaje, jak grzecznie ich wyprosić.
- Skoro pokazaliście koledze salę, to już możecie sobie pój...
- Właściwie to tylko przechodziliśmy. - przerwał szatyn. - Tak przy okazji wyszło. - spojrzał z rozbawieniem na robotę wilków i ponownie jego wzrok utkwił na mnie. - Czy Kyungsoo wie o walce?
   Zrobiłem pytającą minę, nie wiedząc dokładnie o co chodzi. Czyżby Biały zamierzał się z kimś pobić? Nic mi o tym niewiadomo.
- Ah, to ty nie wiesz? - kontynuował. - Trwa Turniej.
   Jeszcze bardziej mnie zszokowali. Parę razy zamrugałem i od razu odwróciłem się w poszukiwaniu wymienionego chłopaka. Nie wierzę, że szkoła zdecydowała się na tak ważny krok. Czy wszyscy tu do reszty oszaleli? Święto i Turniej jednocześnie. Na pewno będzie zero zamieszania. Mhm.
   Na moje szczęście towarzysz skończył robotę i szedł w naszą stronę, najwidoczniej sam się dziwiąc widokiem tak wielkiej bandy. Przystanął zaraz obok mnie i o dziwo pierwsze co zrobił, to głęboko się ukłonił i radośnie wyszczerzył. Czasami mam wrażenie, że z nim też zaczyna dziać się coś złego.
- Hejo. Co jest? - zaczął, a ja go dźgnąłem. Ta reakcja mnie przestraszyła, a on tylko posłał piorunujące spojrzenie. Jakby wymagał ode mnie gościny. Naprawdę ktoś w to wierzy?
- Właściwie to nic takiego. - powiedział niski, łapiąc Yixing'a za dłoń i powoli odwracając się w stronę drzwi. Władca piorunów natomiast stanął bokiem, przypatrując się nam dość uważnie.
- Ej, chwila! - zawołał niezadwolony, lecz ci zniknęli w ciemnościach.
- Wracamy do pracy. - stwierdziłem niewzruszony, chcąc w końcu wrócić do tego co ważne, ale Czarny zabrał głos.
- Powodzenia z Sehun'em! - odparł głośno się śmiejąc i mijając próg.
   Na samo usłyszenie tego imienia przystanąłem, a mniejszy się wzdrygnął jakby przeszła po nim fala mrozu.
- No pięknie.




---
A/N ; Przepraszam, że dosyć iż rozdział wyszedł dość krótki, to do tego musieliście długo czekać ;_; Niestety ostatnio kompletnie nie mam pomysłów, weny czy czegokolwiek, no i wychodzi... nudno. Postaram się wykombinować coś ciekawego na następny raz. Pragnęłam po prostu wstawić rozdział jeszcze przed moim wyjazdem... a właśnie. Życzę wam wszystkim udanych i bezpiecznych wakacji! :) No to chyba tyle ode mnie~ // AxE~

czwartek, 4 czerwca 2015

[Twelve Forces] - Rozdział X "Ogień kontra lód"


{POV – Xiumin}



- Słucham?
   Tyle potrafiłem wydusić z siebie po usłyszeniu całej historii z ust Yesung'a, którego miałem okazję poznać niedawno. Siedział oparty o fotel, z założoną nogą. Jego wzrok wydawał się tajemniczy, lecz równocześnie dziwnie zaufany. Jakby skrywał w sobie dobro i zło jednocześnie.
   Zacząłem spoglądać we wszystkie strony, mając nadzieję uzyskania odpowiedzi. Towarzysz ucichł na dłuższą chwilę, skupiając się nad czymś, więc właściwie nie wiedziałem co robić. Przebywaliśmy właśnie w jego gabinecie, który był urządzony w fioletowo-szarych barwach. Niewielkie, ale stylowe pomieszczenie. Wyrwał mnie na tę pogawędkę od razu po przebyciu przeze mnie porannego treningu, ostrzegając, iż musi omówić masę ważnych spraw.
   Nagle poruszył się wyciągając z szafki jakieś opakowanie. Jak się okazało, były to... gumy do żucia. Nieco się zdziwiłem, więc po odpakowaniu i włożeniu sobie jednej sztuki do buzi, uśmiechnął się i zabrał głos :
- Pewnie nie preferujesz w ludzkich smakołykach?
   Może wyglądałem teraz dziwacznie, ale moja mina wyrażała coś w stylu kompletnej niewiedzy. Niewiedzy co się dokładnie dzieje. Od razu pokiwałem przecząco głową.
- Tak myślałem. - westchnął, wbijając wzrok w sufit. - Nie musisz się martwić. Z moich obliczeń wynika, że Drużyna Specjalna powinna pojawić się już dziś po południu blisko naszego terenu. Ułatwię wam zadanie i po prostu jakoś cię do nich zabiorę.
   Przymrużyłem oczy i usiadłem prosto. Miałem w głowie kompletną pustkę.
- A ta broń, o której wspominałeś... - zacząłem nagle, więc zaciekawiony podniósł na mnie spojrzenie. - Dałbyś radę załatwić takich dwanaście?
   W odpowiedzi zauważyłem szeroki uśmiech i wesołe kiwnięcie głową.
- Nie ma sprawy.
- Czy jest...
- … coś jeszcze? - przerwał mi w połowie zdania, więc zrobiłem lekko naburmuszoną minę, przypatrując mu się jeszcze uważniej. - Oj, jest sporo.
- To może wróćmy do najważniejszej części. - zarządałem. - Jak wygląda dokładnie proces podpisania paktu przez dwanaście rodów mocy?
   Zmarszczył brwi, ponownie mocno się skupiając. W pewnym momencie wstał i zaczął chodzić po pokoju, stukając butami o podłogę. Najwidoczniej bił się z własnymi myślami. Czyżbym nie był gotowy na takie informacje? Przecież tak czy siak byłem w to wplątany.
- Wasza szkoła posiada bardzo ważną księgę. Niestety potrzebujecie do tego jej bliźniaczej, choć znacznie się różniącej. Najlepiej mogę to sprostować tak – wy posiadacie tą od Białych Wilków, lecz niezbędna jest jeszcze ta od Czarnych.
- Gdzie niby może znajdować się ta druga? - spytałem, pukając opuszkami palców o biurko.
- Tutaj. - stwierdził radośnie. - Także może to być dla was idealną szansą.
- To dlatego szkoły ze sobą rywalizują?
- Można tak powiedzieć. - mruknął, zatrzymując się i opierając o ścianę. - Lecz, kontynuując... - odchrząknął. - Po otrzymaniu obu, Drużyna Specjalna musi udać się do wyznaczonego miejsca i odbyć rytuał. Tylko jedna z osób przeżyje – otrzymując cechy pozostałej jedenastki.
- Z twoich wcześniejszych opowiadań wynika, że poprzednio władcą wszystkich żywiołów został Sehun. - nie dawałem za wygraną. Pragnąłem wiedzieć wszystko.
- Tak. Tą siłę potrafi zgarnąć najbardziej przystosowana do tego osoba. Najwidoczniej rody się co do niego pomyliły.
- Dlaczego? - wziąłem ręce z przedmiotu i tym razem mocno je ścisnąłem.
- Proste. Spanikował. - prychnął, przechylając głowę w bok. - Od razu co zrobił, to spełnił skryte marzenie. Chciał cofnąć się w czasie.
   Zamurowało mnie. Wszystko powoli zaczęło mieć sens. Nienawiść Białego do Jongin'a również.
- Także nie miej mu tego za złe, jak obecnie się zachowuje. - powiedział, kierując się już w stronę swojego fotelu i wypluwając do kosza gumę.
- Skąd to wszystko wiesz? Pewnie sam ci opowiadał... ale jakim cudem udało ci się mu uwierzyć i zaufać? - spytałem niepewnie, spuszczając wzrok na ziemię.
- Młody nie potrafił w pełni nad sobą kontrolować. Zadziałał pod wpływem impulsu, a więc nie uwzględnił, że niektórym uda się zapamiętać co zaszło w „przyszłości”.
- Czyli są osoby, które...
- Tak. - ponownie przerwał, a ja zagryzłem lekko wargę nie mogąc logicznie nad tym rozmyślać. - Z tego co wiem, to do tych wilków należą ja i …
Park Chanyeol.
   Dobrze znane mi nazwisko odbiło się echem po cichej sali. Jedyne co mogłem właśnie zrobić, to wstrzymać oddech i mocno ścisnąć materiał spodni. Pewnie wyczekiwał ode mnie takiej reakcji, więc dał mi dłuższą chwilę.
   Siedzenie zaskrzypiało i ujrzałem przed sobą czubki eleganckich butów. Ukucnął silnie wpatrując się w moje zapłakane, wystraszone oczy. Zaczął delikatnie przesuwać ręką po moim ramieniu, starając się w jakikolwiek sposób pocieszyć. Z jednej strony byłem mu naprawdę wdzięczny.
- Będzie dobrze. - szeptnął słabo. - A teraz wypadałoby gdybyś opuścił to miejsce. Założę się, że Jaesok właśnie cię szuka, zważając, że jest już porze posiłkowej, a żaden z nas się nie pojawił. - jego usta ułożyły się w cienką linię, jakby czymś się zamartwiał.
   Gdy wstał, powtórzyłem tę czynność, lekko się kłaniając i wybiegając jak najszybciej. Nie mogę bezczynnie tylko się użalać. Muszę coś zrobić i na czas odnaleźć przedmiot.

---
- Samodzielnie ćwiczyłeś? - spytał, zarzucając swą białą peleryną, a ja przytaknąłem, uciekając od niego wzrokiem. - To wspaniale! - rzekł podekscytowany, już prowadząc mnie do kąta sali treningowej, siadając na drewnianych ławkach. - A więc czego tak bardzo chcesz się dowiedzieć? - przy okazji machnął ręką na jakiegoś naiwnego wilka, by przyniósł nam filiżanki herbaty.
- Podobno... skrywacie dość niebezpieczną tajemnicę. - powiedziałem niepewnie, bojąc się jego odpowiedzi.
- Masz na myśli szkołę? Ano, owszem. - potwierdził.
- Nieco się zainteresowałem tą sprawą.
- Rozumiem. - zamilkł na moment. - Jeśli o to chodzi, to lepiej byś wypytał się tutejszego Jongwoon'a. - powiedział, zabierając w dłonie napój, który przyniósł o dziwo poznany przeze mnie Taeyong. Od razu gdy mnie zauważył, uśmiechnął się pogodnie.
- Właściwie już to zrobiłem. - szczerze miałem chęć ugryźć się w język.
- A kiedy ty niby... - jednak nie dokończył, krztusząc się płynem.
   Zaczął mocno kaszleć, starając się to jakoś zatrzymać. Młodszy chłopak podbiegł, klepiąc mego brata po plecach. Gdy wreszcie powrócił do wcześniejszego stanu, jego oczy zaczęły błyszczeć w odcieniu kompletnej bieli. Groźnie zawarczał, odwracając się w stronę biednego wilka.
- Mam uczulenie na cholerną pomarańczę! Nikt cię nie nauczył, smarkaczu?! - miał zamiar podnieść na niego rękę, ale natychmiastowo wstałem blokując ją swoją.
   Spojrzałem na niego kompletnie wściekły, obnażając ostre kły. Jae osłupiał, dziwiąc się moją reakcją, ale ostatecznie silnie wyrwał się z mego uścisku. Jeszcze raz zerknął w stronę wystraszonego i zarządł, by nigdy więcej się to nie powtórzyło.
- Taeyong. - zwróciłem się do niższego. - Poczekaj za drzwiami. Chciałbym z tobą porozmawiać.
- Rozumiem. - szeptnął, odchodząc zarumieniony ze wstydu.
   Parę Śnieżnych wzięło się za sprzątanie mokrej podłogi, a ja ponownie obrażony stwierdziłem :
- Nie waż się robić mu jakiejkolwiek krzywdy. Zrozumiano?
- Do mnie się tak zwracasz? - miałem wrażenie, że oberwie mi się za bycie tak aroganckim wobec własnego, starszego brata.
   I tak się właśnie stało.

---
- Panie Min...
- Przecież od dłuższego czasu jesteśmy na „ty”. - mruknąłem lekko zirytowany, łapiąc się skroni.
   Chłopak natychmiastowo zauważył mój stan, próbując panicznie wyszukać rozsądnych słów, ale ja tylko zbyłem go machnięciem ręki i cichym 'spokojnie'. Wolną ręką złapałem jego i ukierunkowałem nas w stronę ogródka, który mieścił się tuż na tyłach szkoły.
   Opadłem na ziemię, opierając się plecami o najbliższy krzak. Ten jak najszybciej ukucnął, starając się trzęsącą dłonią zabrać mi z czoła niepotrzebne kosmyki włosów. Zrobił parę wydechów i usiadł po turecku tuż przede mną. Jego głowa opadła, a grzywka przysłoniła smutne oczy.
- Przepraszam. To wszystko przeze mnie. - wyjęczał, łapiąc się za jedno ramię.
- Przestań. - syknąłem. - Jesteś tutaj jedyną osobą, która nie życzy mi śmierci, więc ci dziękuję. - powiedziałem, łapiąc się silnie za brzuch.
- Mógłbym to samo rzec. - odpowiedział niepewnie i podniósł wzrok, który od razu mocno się rozszerzył. - Rana się otworzyła! - stwierdził spanikowany, podczołgając się bliżej. - Trzeba zabrać cię do...
- Nie. - zaprotestowałem. - Dam radę.
- A-ale...
- Powiedziałem coś. A teraz jest coś ważnego, co musisz dla mnie zrobić... - wbił we mnie skoncentrowane spojrzenie.

~~~
{POV – Kris}



- Okej, a więc kto zabrał moją bieliznę? - spytałem zrezygnowany, kładąc rękę na biodro.
   Każdy popatrzył się na mnie przez chwilę, by i tak powrócić do dalszych czynności, czyli pakowania rzeczy po przespanej nocy. Dopowiedziałem jeszcze coś sam do siebie pod nosem i wróciłem do szukania przedmiotu. Po chwili podbiegł przeszczęśliwy Tao, przytulając się do mych pleców. Cicho zamruczał, przejeżdżając policzkiem po czarnej bluzce.
- Schowałem do mojej torby, więc się nie martw. - starałem się przytulić mniejszego jeszcze mocniej, łapiąc go dłońmi z tyłu.
- Głupiutka panda. - burknąłem.
- Głupiutka koala. - zawtórował.
- Bleh, ohyda! - wydarł się z daleka Luhan, otrzepując śpiwór.
- To się tyczy ich czy tych okularów, które masz na sobie? - dociął Junmyeon, któremu od razu się dostało.
   Czerwonowłosy podszedł zarzucając mi przed nosem paczką z jakimś prowiantem.
- Ostatnia sztuka dla was. - odwrócił się, lecz przystanął. - Ah i jeszcze jedno. Proszę, nie zwracajcie się tak do siebie, wiedząc, że jesteście wilkami. Nie mam zamiaru zadawać się z misiami! - dumnie wypiął klatkę do przodu, gubiąc się wśród reszty.
- Zwariuję w tym przedszkolu. - podsumowałem zachowanie grup.
   Zitao melodyjnie się zaśmiał, lecz gdy zauważył mój wzrok, natychmiastowo ucichł. Wyciągnąłem z worka kanapkę z szynką i wpakowałem mu ją do buzi, przy okazji chowając resztę rzeczy do plecaka. Westchnąłem.
   Nie mam pojęcia jak będzie wyglądać nasza dalsza podróż. Mam wrażenie, że nikt z tych dzieciaków nie jest gotowy... a nie, to nie wrażenie. To prawda. Nikt tutaj wystarczająco nie dorósł do tak poważnych zadań. Coraz częściej zacząłem wątpić w cokolwiek, ale nie dawałem po sobie poznać. W końcu jestem liderem i nie chcę nikogo zawieźć.
- Gege... - odezwał się z pełną buzią. - Wszystko do...
- Jedz. - uciąłem. - I tak bym cię nie zrozumiał póki co. - posłałem łagodny uśmiech i odszedłem dalej, sprawdzić stan reszty.
   Wyglądało na to, że jednak każdy powoli zdawał sobie sprawę z powagi tego, co zamierzamy. Nikt o dziwo nie wygłupiał się, czy śmiał. Wilki były zamyślone nad własnym światem. Zauważyłem, że zniknęła pewna dwójka.
- Gdzie Chanyeol i Baekhyun?! - wydarłem się, nieźle zdziwiony.
- Nie mam pojęcia... - wtrącił Suho.
   Zacząłem rozglądać się dosłownie wszędzie. Wbiłem na szlak wiodący w stronę naszego celu, który znajdował się dość niedaleko. Pewnie gdybym podszedł jeszcze bliżej, wpadłbym na jakąś barierę. Posiadałem mapę z zaznaczonym miejscem od Sehun'a, stąd znam dokładne namiary, ale tak czy siak nie było widać budynku. Zapewne jest bardzo dobrze ukryty przed intruzami.
   Chciałem kontynuować, gdy nagle objawił się przede mną nieduży ogień, a ja odskoczyłem do tyłu. Po chwili zgasł, a z cienia wyszły dwie sylwetki.
- Oszalałeś? - jęknąłem.
- Nie możesz iść dalej. - stwierdził z opanowaniem przywódca Białych.
- Czyli jednak. - szeptnąłem bardziej do siebie. - Co robiliście? - zwróciłem się już do towarzyszy.
- Trenowaliśmy. - odpowiedział radosny Byun, podbiegając do mnie. - Moja drugorzędna moc nie jest jeszcze dostatecznie dopracowana, a więc potrzebowałem pomocy od kogoś bardziej ogarniętego.
   Mniejszy z podekscytowania chciał mnie złapać za ramię, ale znikąd zjawił się Park łapiąc jego dłoń i wpatrując się przenikliwie. Zszokowany nieco się oddaliłem, patrząc na jego dziwne zachowanie. Sam Baekhyun spojrzał na niego pytająco, a ten tylko bez słowa odwrócił się w moją stronę.
- Atakujemy dziś? - przerwałem, próbując wyrwać nas z tej dziwnej atmosfery.
- Oczywiście... a nawet zaraz. - mruknął, wpatrując się we mnie jakoś tak... inaczej. Nie potrafię tego określić. - Baek... - zbliżył się do niego bardziej. - Nie waż się nikogo tykać, jasne?
   Spanikowany pokiwał głową, a ja zauważyłem uśmiech ze strony szatyna. Naprawdę, co tu się do licha wyprawia? Wysoki wyprostował dłonie, przymykając oczy. Na jego rękach widniały symbole rodu żywiołu ognia, czy inaczej – fenix. Powietrze zrobiło się ciężkie, a wokół dało się zauważyć niewielkie płomyki. Fala gorąca uderzyła w nagle widoczną, tak jak przypuszczałem – barierę, która rozpadła się na szczątki.
- Zabawa się zaczyna. Zawołaj resztę. - ponaglił, zerkając na mnie okradkiem.
Dałem znać, że rozumiem i wybiegłem po wilki. Nasza chwila się zbliża. Chwila, by pokazać kto tu rządzi.


   Chanyeol wszystko kontrolował, idąc przodem niczym władca i uderzając płomieniami blisko Śnieżnych, by ich wystraszyć. Świetlny kurczowo trzymał się tylko jego sprawiając pozory, że w ogóle się niczego nie boi. Było dość spokojnie. Żadnych straży, ani dodatkowych puapek na zewnątrz, tylko paru uczniów, którzy i tak nie byli chętni do walki.
   Przystanęliśmy jakieś dobre parę metrów od mosiężnych wrot, które prowadziły do środka.
- Nie podchodź! - warknął, łapiąc i ciągnąc do siebie niższego.
   Niby nie mieliśmy teraz czasu na cokolwiek, ale bardzo martwi mnie ich relacja. Tak jakby był jego niewolnikiem, lecz równie kimś, o kogo może się troszczyć. Podejrzane.
Z kompletnej pustki dało się usłyszeć donośny śmiech. Większość przybrała pozycję obronną, oprócz pewnego blondyna. Wyszedł przed nas wszystkich i uniósł ręce.
- Dziś zero potyczek, panowie. - osoba o nieznanym głosie zjawiła się z kłębu niebieskiego dymu, wraz z... Xiumin'em.
- Świetnie, hyung. - stwierdził radośnie Sehun.
- M-minseok! - wydarł się rozpaczony Jongdae, którego natychmiast złapał Tao i Lay, by nie wybiegł oszołomiony przed siebie.
- Dogadałem się z co poniektórymi i nie musi być koniecznie krwawa rzeź. - mówił dalej nieznany mi, czarnowłosy mężczyzna.
- No nie! A tak bardzo chciałem się wykazać... - odpowiedział zawiedziony Luhan.
- Wszystko tu jest zbyt podejrzane. - burknął Park. Czyżby czytał mi w myślach? - Skąd możemy mieć pewność, że to nie jakaś sztuczka? I czy... on jest po naszej stronie? - wskazał palcem na Czarnego, co spowodowało bulwers ze strony Chen'a.
- Ma rację. To zbyt łatwe. - stwierdziłem, czym wywołałem ze strony swojej drużyny szok. - Lub to jakiś klon?
- Uspokójcie się. - Sese zabrał głos. - Po prostu zaufajcie. - powiedział i podszedł do nauczyciela, kłaniając się. - A więc co mamy robić, Jongwoon-hyung?
   Nasza część ekipy stała w bezpiecznej odległości, więc w sumie byliśmy niepewni co do Białego. Jak mógł ot tak podejść aż tak blisko?


- Ściany mają uszy. - kolejny niezidentyfikowany głos przemówił, a jedyne co mogłem zobaczyć, to Baek'a, który wybiegł przed blondyna, dostając silnie ładunkiem mocy w serce i krzyk któregoś z wilków.



---
A/N ; Jak zwykle wrzucam rozdział przed czasem kk. Mam nadzieję, że mnie przez niego nie zabijecie ^^' I jak zwykle : dziękuję wszystkim tym, którzy czytają TF, jak i komentują. Nie bójcie się również wytykać błędów, czy cokolwiek. Nie obrażę się, a wręcz na to najbardziej czekam :) // AxE